"Burza słoneczna" Asa Larsson

Niedawno narzekałam na własne gapiostwo, przez które zaczęłam serię od drugiego tomu i nie był to najszczęśliwszy początek (Krew, którą nasiąkła). Na szczęście nie zepsuło mi to lektury pierwszej części, która okazała się znacznie lepsza. 



Burza słoneczna otwiera cykl o Rebece Martinsson, którą poznajemy jako oschłą, ale pewną siebie młodą prawniczkę. Po dramatycznym telefonie od przyjaciółki z czasów młodości, która odnalazła zmasakrowane ciało swojego brata, Rebecca bierze urlop w kancelarii prawniczej i wyrusza do Kiruny, by pomóc Sannie uporać się z policją i dziennikarzami. Nie zdaje sobie sprawy, jak szybko zostanie wplątana w sprawę i jakie poniesie konsekwencje swojej interwencji. 

 

Wraz z powrotem w rodzinne strony Martinsson musi ponownie zmierzyć się ze światem religijnej sekty, z której wpływów uwolniła się wraz z przeprowadzką do Sztokholmu. Fanatyzm członków wspólnoty połączone z hipokryzją jej przywódców są rażące zarówno dla samej bohaterki, jak i czytelnika. Osobiście niewiele rzeczy odstręcza mnie bardziej niż narzucanie innym własnych poglądów w kwestii wiary oraz dwulicowość tych, którzy mają czelność pouczać innych i piętnować grzechy, którym sami oddają się w zaciszach własnych domów. 

 

Burza słoneczna zrobiła na mnie dużo lepsze wrażenie niż jej kontynuacja. Niestety, sama zaspoilerowałam sobie jej zakończenie, więc wiedziałam, jak zakończy się powrót Rebeki do Kiruny, ale nadal z ciekawością śledziłam jej drogę ku temu. Z przyjemnym zaskoczeniem odkryłam, że główna bohaterka ma ikrę i “jaja”, które pozwalają jej nie dawać za wygraną i stawiać na swoim, jeśli czuje, że ma rację. Szkoda, że w drugim tomie w wyniku traumy zatraciła te cechy, ale liczę, że w kolejnych tomach ta pierwotna wersja prawniczki powróci. 

 

Sama intryga kryminalna nie jest może bardzo skomplikowana, znacznie ważniejsze są tu relacje między bohaterami, które jedynie pozornie są łatwe do zdefiniowania. Nie można dać zwieść się pozorom, mało kto jest taki, jak próbuje pokazać to otoczeniu, każdy coś skrywa. Czasem są to nic nieznaczące grzeszki, a czasem zupełnie inna twarz. 

 

Mówiąc krótko, warto sięgnąć. 


Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)

Komentarze