Paranormalny thriller, którego akcja toczy się na mroźnej Syberii – brzmi kusząco? Bardzo! Sprawdźmy, co się w nim kryje.
Tytułowa Droga Kości to potoczna nazwa Traktu Kołymskiego, zbudowanego w latach 40. XX w. przez więźniów ówczesnych łagrów i biegnącego przez dwa tysiące niedostępnych ostępów Jakucji. Nazwa o tyle złowieszcza, co też brutalnie adekwatna, ponieważ podczas jej budowy zginęło kilka tysięcy osób, a ich ciała pochowano wzdłuż traktu.
Historia Traktu Kołymskiego intryguje producenta filmów dokumentalnych, Felixa Teiglanda, który dostrzega w niej szansę na odbudowę swojej podupadającej kariery i wyjście z długów. W towarzystwie przyjaciela i operatora kamery wyrusza więc w podróż po Drodze Kości, by zobaczyć nie tylko zobaczyć ją na własne oczy, ale też nakręcić materiał, który zapewni mu wsparcie sponsorów.
Mężczyźni nie zdają sobie sprawy z tego, że Syberia zimą to zupełnie inny świat. Już w trakcie podróży do odległego miasteczka, który jest ich celem, ledwie uchodzą z życiem z powodu ciężkich warunków na drodze. A potem wcale nie jest lepiej – po dotarciu na miejsce okazuje się, że wszyscy mieszkańcy zniknęli, pozostawiając otwarte domy i porzucając cały dobytek. Pozostała jedynie kilkuletnia dziewczynka, z którą jednak nie można się porozumieć, bo pod wpływem szoku wpadła w stan katatonii. Co takiego zobaczyła? I przed czym uciekli mieszkańcy? Wiele wskazuje na to, że filmowcy poznają odpowiedzi na te pytania znacznie szybciej niż by chcieli.
Drogę Kości pochłonęłam w jeden dzień, chociaż okazała się nie do końca tym, czego się spodziewałam. Przede wszystkim myślałam, że groza będzie bardziej wyrafinowana, a zamiast tego otrzymałam książkowy odpowiednik horroru klasy B, co też ma swoje plusy. Jednego z pewnością nie mogę odmówić autorowi – świetnie zbudował klimat grozy w pierwszych rozdziałach i zgrabnie prowadzi czytelnika przez mroźne, odludne syberyjskie pustkowia. Wszechobecne zimno, pod którego wpływem można zamarznąć w kilkadziesiąt minut, można niemalże odczuć na własnej skórze. Trudno mi jednoznacznie ocenić pomysł na wątek paranormalny. Z jednej strony jest dosyć oryginalny, nawiązujący do kultury Jakutów. Z drugiej, może wydać się przekombinowany i jakby niedokończony. Na pewno pozostawia niedosyt.
Pozostaje jeszcze kwestia bohaterów, którzy przedstawieni są dosyć stereotypowo, ale przy tym dość wiarygodnie. Teigland to typowy Amerykanin, który przebywając zagranicą jest przekonany o wyższości swojego kraju i o tym, że każdy cudzoziemiec na pewno ma nadzieję kiedyś wyemigrować do Stanów, bo to kraina mlekiem i miodem płynąca. Cóż, dość szybko przekonuje się, jak błędne są jego wyobrażenia i plus dla niego (i dla autora) za taką autorefleksję.
Jest jednak coś, co wprawdzie nie mają związku z samą fabułą, ale uwiera podczas lektury, bo jest zwyczajnie nierealne. Praktycznie każdy lokalny mieszkaniec, z jakim spotykają się główni bohaterowie, mówi w języku angielskim. I pomijając tych najstarszych, włada tym językiem doskonale – wiarygodne? Średnio. Zwłaszcza gdy dojdziemy do przyczyn, dla których angielski jest tam tak popularny – otóż mieszkańcy terenów odciętych od świata uczą się języków obcych oglądając... Netflixa i inne platformy streamingowe... Z ciekawości poszperałam (zajęło mi to dosłownie 5 minut) i okazało się, że akurat na terenie Jakucji problemy z dostępem do internetu są powszechne – do tego stopnia, że w 2022 roku przeprowadzono tam powszechne głosowanie w sprawie podłączenia mobilnego internetu. Tyle tylko, że głosowanie owo okazało się fiaskiem, bo w większości miejscowości dostępne łącza internetowe nie były na tyle stabilne, by można było wejść na stronę rządową i oddać głos. Powodzenia w oglądaniu filmów, chciałoby się rzec... Nie jest to jednak kwestia kluczowa podczas lektury, więc może dla części czytelników nie będzie wcale istotna.
Podsumowując, Droga Kości to niezbyt ambitny, ale za to wciągający horror, którego największym atutem jest miejsce akcji – mroźna Syberia i otaczająca bohaterów wieczna zmarzlina zmrożą z pewnością i Was!
Komentarze
Prześlij komentarz