Mamy dopiero początek stycznia, a już znalazłam książkę, która z pewnością znajdzie się w grupie najlepszych przeczytanych w tym roku. Kradzież autorstwa Ann-Helén Laestadius to jedna z tych historii, które rozdzierają człowiekowi serce i otwierają oczy na tragedie, które rozgrywają się wcale nie tak daleko nas, a o których się głośno nie mówi.
Rok 2018. Z małej dziewczynki Elsa wyrosła na odważną, młodą kobietę. Wspomnienia zabitego na jej oczach renifera nie dają jej spokoju, zwłaszcza że polowania na należące do jej rodziny zwierzęta nie ustały, a wręcz przybrały na sile. Sfrustrowana brakiem reakcji władz, Elsa postanawia nagłośnić problem w mediach, ale im bardziej walczy o sprawiedliwość, z tym większą niechęcią, a wręcz ostracyzmem ze strony lokalnej społeczności musi się mierzyć.
Kradzież to wprawdzie fikcja literacka, ale oparta na doświadczeniach autorki i policyjnych raportach. Saamowie, rdzenni mieszkańcy Skandynawii, stanowią jedną z największych mniejszości narodowych w Szwecji. I podobnie jak większość rdzennych ludów od dawna doświadczają dyskryminacji i prześladowań. Przez lata zarówno szwedzkie jak i norweskie władze zabierały im ziemie, na których od pokoleń wypasali stada reniferów. Jeszcze w XX wieku w istniały szkoły dla nomadów, które służyły przede wszystkim oderwaniu dzieci od ich rodzin, wykorzenieniu ich kultury i języka. Nieuchronnie nasuwa się skojarzenie z sytuacją Aborygenów w Australii, tyle że sytuacja miała miejsce w tak bliskiej nam Szwecji. O ironio, Szwecji słynącej z poprawności politycznej wobec tak szerokiej rzeszy imigrantów, których traktuje się dużo lepiej niż rodzimą ludność.
Mimo że mamy XXI wiek i w świetle prawa wszyscy obywatele są już równi, a Saamowie mają prawo do dość sporej autonomii, nadal doświadczają dyskryminacji i są ofiarami uprzedzeń. Autorka świetnie przedstawiła to na przykładzie wielu bohaterów – można też zrobić samodzielnie krótki research w internecie, by przekonać się, jak nadal żywe są uprzedzenia zwykłych Szwedów wobec Saamów.
Powieść Ann-Helén Laestadius to powieść wyjątkowa. Z jednej strony piękna, poświęcona saamskiej kulturze i zwyczajom, co ważne bez upiększeń i lukru – nie jest to upiększony obraz pozbawiony wad. Z drugiej to pełna bólu i historia krzywdy historia ludzi, którzy każdego dnia walczą o to, by być po prostu traktowanym po ludzku. Niektórzy znajdują w sobie siłę, by otwarcie stawiać czoło niesprawiedliwości, inni się poddają. To także głos wołający o zmianę bezdusznego prawa, zgodnie z którym zabójstwa reniferów traktowane są jako kradzież mienia. I to mienia niezbyt dużej wartości, co najczęściej skutkuje umorzeniem śledztwa i bezkarnością sprawców. Szwedzki ustawodawca nie dostrzega w zwierzęciu żywego stworzenia, a zaszlachtowanie go z zimną krwią może być przyrównane do zniszczenia zwykłego przedmiotu. Nóż sam się w kieszeni otwiera...
Mówiąc krótko, gorąco polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz